30 lipca 2010

Turcjaaaaaaaa 2010

Wakacje na Riwierze Tureckiej rozpoczęły się od animacji.
Fakir, gwoździe i tłuczone szkło.

Jesteśmy w miejscowości Okurcalar.




Kebap
oraz inne frykasy

Jednym z celów naszego urlopu była Kraina - Kapadocja.
Jak zawsze wycieczkę kupiliśmy "na ulicy" Za 2 dniowy wypad, z wyżywieniem i noclegiem w 3* hotelu, z polskim pilotem zapłaciliśmy 45 Euro. W hotelu taka wycieczka kosztowała 120 Euro.
W Turcji łatwiej porozumieć się w języku niemieckim niż angielskim.

Nasz pierwszy przystanek to podziemne miasto, w którym żyli pierwsi chrześcijanie. Pod ziemią mogli spędzić kilka miesięcy bez wychodzenia na powierzchnię. Korzystali z deszczówki, którą zbierali do zbiorników, palili na tyle małe ogniska, aby dym prawie nie wydostawał się na zewnątrz. Nazwa Kapadocja była wymieniana w Biblii, w Dziejach Apostolskich.
Głaz na zdjęciu poniżej można było przesunąć tylko od wewnątrz.
W pomieszczeniu ogólnym...
korytarz... raczej dla szczupłych osób...
w sypialni...
Wejście do podziemnego miasta. Byliśmy 3 poziomy pod ziemią. Kiedyś wejście było z zewnątrz niewidoczne. To poniżej z drzwiami jest zrobione dla turystów.
Na lunch zatrzymaliśmy się w odnowionym budynku, który kilkaset lat temu służył karawanom.
Sułtan, aby wesprzeć kupców zbudował (co 1000 kroków wielbłądów) postoje dla karawan. Kupcy mogli przespać się tam za darmo wraz ze swoimi zwierzętami do 3 dni.

Kapadocja - kiedyś oznaczała Krainę Pięknych Koni.
Widoki zapierają dech w piersiach!
Inny świat.
To tutaj są najlepsze lody! Z mleka koziego i domieszką gumy arabskiej. A sprzedawca zanim poda nam lody robi prawdziwe show!
Kapadocja jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Trudno uwierzyć, że w tych skałach mieszkali ludzie.
Turcy są bardzo dumni ze swojego kraju. Flagi można spotkać na każdym kroku.
Przepiękna panorama...
Drzewko życzeń. Całe w chusteczkach.
"Flinstonowie" byli wzorowani na ludziach mieszkających w Kapadocji. Ludzie dobudowywali domy do tych, z VI w, jednak odkąd kraina ta jest wpisana na Listę UNESCO nic nie może być już zmieniane.
W Kapadocji były również kręcone "Gwiezdne Wojny".
Wprawne oko dostrzeże kobietę wychodzącą z tego domu.
Na pierwszym planie domy w skałach tufowych.

Jesteśmy w miasteczku, które obserwowaliśmy z panoramy
Meczet z jednym minaretem.
Aby wejść do meczetu trzeba być czystym... Woda, w przenośni zmywa grzechy.
Kolejny przystanek to Miasto Spadających Skał. Jeszcze w latach 60 XX w mieszkali tutaj ludzie. Poniższe zdjęcia przedstawiają kościół i meczet w jednym. Ludzie różnych wyznań żyli w pokoju ze sobą.
Kościół/ meczet miał około 12m2
Dzwonnica.
Wewnątrz mieszkania w skale tufowej. Tutaj salon.
I kuchnia (po lewej stronie widać zlewozmywak).

Chwila relaksu z piwkiem Efes. Temperatura powietrza około 45st. C
Gdy skały zaczęły spadać, mieszkańcy byli zmuszeni opuścić swoje domy.


Miasto Avanos słynące z naczyń wypalanych z białej i czerwonej gliny.
Tutaj, w rodzinnej manufakturze.
Cierpliwe pokrywanie farbą derwisza.

Robótka ręczna w modnych spodniach!

"Kapelusze" są cięższe od skał tufowych, które poddawane erozji zmieniają swój kształt. Jeśli skała stanie się cieńsza, "kapelusz" spadnie. Tutaj w Parku Göreme.
Zwiedzaliśmy kościół w jednej ze skał. Miał może 7m2?
Jesteśmy w Ogrodzie Paszy. Skały robią piorunujące wrażenie!



W Dolinie Wyobraźni. Skały bez ingerencji człowieka wyrzeźbiły niesamowite postaci. Za nami wielbłąd.
Zajączek wielkanocny.
My widzimy dwie kobiety. Po lewej w długiej sukni, w koku. W tyle długa suknia, kapelusz i widoczna lewa ręka. Klikając na zdjęcie można je powiększyć.

Wieczorem dojechaliśmy do naszego hotelu. Spaliśmy w hotelu wybudowanym ze skał tufowych, w których i latem i zimą jest stała temperatura. Jest to podstawowy budulec w okolicach Kapadocji. Domy wybudowane z tych skał nie mają klimatyzacji.
Po kolacji wybraliśmy się na własną rękę zwiedzić miasteczko. Tutaj również domy wybudowane w skałach i ze skał tufowych. Nie są już zamieszkałe.
Widok z Wish Hill (Wzgórze życzeń). Wdrapaliśmy się tam po zachodzie słońca i każde z nas coś sobie pomyślało..."Co sobie życzyłaś?" "A Ty"?... W nocy siedzieliśmy na gwarnej ulicy popijając piwko i ciesząc się każdą chwilą.
Za nami tufowa rodzina. Tata i mama z dzieckiem na ręku.

Ostatnie spojrzenie na cud natury!
Agnieszko, czy to jest piesek preriowy?
Miasto Ortahisar i twierdza na horyzoncie. Kiedyś to była jedna, ogromna skała. Jak ludzie się tam wdrapywali?
Noc w hotelu w skale tufowej to koszt 100 Euro za noc.
Zwiedzamy kawiarnię w skale. Ma 6 poziomów, na kolejne piętra wchodzi się po małej, stromej drabinie i aby dostać się na kolejny poziom trzeba przejść przez dziurę w podłodze.

Ale kwiaty w oknach są!
To ta 6 poziomowa kawiarnia.

Mieszkanie w skale. Łazienki nie ma, ale 2 anteny satelitarne na dachu!
Wydaje się jakby to były wydmy a nie skały.



Na basenie. Przemek i Leo mało widoczni ;)

Pojechaliśmy na własną rękę dolmuszem do Alanyi. Ze wzgórza, gdzie znajduje się Czerwona Wieża i zamek roztacza się malowniczy widok. Na zakupy warto się wybrać właśnie tutaj! O wiele większy wybór i niższe ceny niż w naszym miasteczku.



Granaty
Trochę architektury

Zamek uchwycony z plaży Kleopatry.


Na miejscu, w hotelu poznaliśmy parę z Wawy. Rafał chciał zrobić niespodziankę swojej dziewczynie i oświadczyć się jej w Turcji.
Nie miał pomysłu jak to zrobić, więc mu pomogłam! Pogadałam z animatorami i tak oto oświadczył się podczas wieczornej animacji na oczach wszystkich gości hotelu!
Wokół hotelu był rozległy ogród, figi jedliśmy prosto z drzewa.

Po zachodzie słońca temperatura spadała do około 30 st. C

Kolejna wycieczka to rafting! Adrenalina w krwi podnosiła się z każdą minutą. Zenit osiągnęła gdy nasz sternik założył kapok i zapytał czy chcemy aby nasz ponton się wywrócił? Oczywiście, że chcemy! Nie przyjechaliśmy na piknik. Płynąc rwącą rzeką na sygnał sternika wszyscy przenieśliśmy się na tył łodzi, wtedy ponton stracił stabilność, podniósł się pionowo do góry a my wpadliśmy do lodowatej, górskiej wody. Łódź przewróciła się na nas, zachłysnęliśmy się wodą i płynęliśmy z jej nurtem. My sobie a ponton sobie. Dopiero po chwili gdy zorientowaliśmy się gdzie jesteśmy staraliśmy się podpłynąć do pontonu. Nie było to łatwe, ponieważ dookoła nas wszędzie skały, pod stopami brak dna a prąd był silny... W końcu wyłowiły nas inne pontony i wciągnęły za kapoki na pokład. Tej przygody długo nie zapomnimy!


Leo nakręcił krótki filmik podczas lunchu.
Tutaj lajcik.

Nasz urlop to zwiedzanie, leniuchowanie i sport.








Międzynarodowe towarzystwo.


Ah, mieć takie kwiaty na balkonie!
Na kolację ryba w cieście.

Jak to Leo wołał: "Konkret fala idzie!!!!!!!"

Ciężko się skacze gdy dno nie jest piaszczyste.

Basen ze zjeżdżalnią z drugiej strony hotelu.
Piękniutka jaszczureczka mała
Kiść daktyli

Fotki w ogrodzie przy plaży


To my! Urlop 2010
Marzymy o kolejnych wakacjach...