21 stycznia 2011

Ferie 2011 na Fuerteventura

Zgodnie z sentencją, którą napisali nasi rodzice z okazji I Rocznicy Ślubu - rok 2011 rozpoczynamy wyjazdem na Wyspy Kanaryjskie. Dwa tygodnie ferii spędzamy na Fuerteventura w tym jeden dzień na pobliskiej wyspie Lanzarote.

"Świat jest księgą, a ci którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę".
św. Augustyn

Wschód słońca witaliśmy przed godziną ósmą, tak więc nie trzeba było się zrywać skoro świt, aby zrobić fajne zdjęcie.
Na zdjęciu poniżej księżyc w pełnej krasie.
Poranny brzask, cisza...
Natura i my...

Jedna z restauracji hotelowych znajdowała się na sztucznej wysepce. Dzięki falochronom fale oceanu były spokojne.
Rankiem, gdy chodziliśmy na spacery wzdłuż oceanu spotykaliśmy nie więcej niż kilku - kilkunastu turystów.
Nasz hotel znajdował się kilka km od lotniska, z łatwością można było oglądać wysunięte podwozie samolotów.
Zdjęcie zrobione w hotelowym ogrodzie. Na pierwszym ujęliśmy trzepoczące skrzydła kolibra.
Drugie zdjęcie, na którym widać jak koliber pije nektar z kwiatu wydaje nam się równie ciekawe. Nie mogliśmy się zdecydować, które opublikować, więc są dwa ;)
A teraz sprostowanie - robiąc to zdjęcie byliśmy przekonani, że to koliber, ale dodając zdjęcia na bloga odkryliśmy, że to chyba fruczak gołąbek? Agnieszko J. - help ;-)
Zdjęcie na żółwiku jest ze specjalną dedykacją dla Tomka W.
Tomek - mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę jak długo musiałam czekać, aby nie było dzieciaków w brodziku! ;-)))
Powierzchnia Fuerte wynosi 1659,74 km2 dlatego też grzechem by było nie wynająć samochodu i nie zwiedzić wyspy na własną rękę.
Poznaliśmy wspaniałe małżeństwo - Olę i Bartka i od słowa do słowa uzgodniliśmy, że w czwórkę będzie raźniej! Witaj przygodo!

Jedziemy z naszej miejscowości Caleta de Fuste, po wschodniej stronie na północ wyspy. Takie "znaki" oznaczają wjazd do regionu wyspy.
Wydmy znajdują się w Parku Narodowym El Jable, w pobliżu miasta Corralejo na północy wyspy.

Wydmy to nie tylko delikatny, puszysty piasek.
Widok od strony drogi na ocean.
Czasami w okresie wiosennym panują burze piaskowe niosące piasek znad Sahary.

Woda jest tak krystaliczna, puste plaże!
Na horyzoncie Isla de Lobos (płynąc na Lanzarote będziemy ją mijać).
Sesja fotograficzna...

... nawet na dwa aparaty!


Na Fuercie jest naprawdę pięknie!
Jednym z symboli wyspy jest wiatrak, pozostałe to jaszczurka, wiewiórka, wielbłąd i koza.
Wiatrak w Lajares.
Jesteśmy na zachodnim, klifowym wybrzeżu, miejscowość Ajuy.
Od strony zachodniej wieje wiatr. Podobno latem silniejszy niż zimą (my go nie poczuliśmy prawie wcale) dlatego też corocznie na wyspie odbywają się międzynarodowe zawody zaliczane do pucharu świata w windsurfingu.

Wciąż na zachodniej stronie. Za plecami mamy ocean, przed nami pustki...



Architektura prosta, ascetyczna ale kolorowa! Prawdopodobnie pierwsi osadnicy trafili z Afryki Północnej.


Na wyspie nie ma wielu zabytków, czasami naprawdę łatwo jest je przeoczyć. Poniżej kościół w La Oliva.
I kolejny kościółek, piękny w swej prostocie. Każdy kolejny wyglądał podobnie.
Serpentynami wjechaliśmy na szczyt Montana Tegu. Z punktu widokowego rozpościera się widok na wschodni i zachodni brzeg wyspy.
Ocean z jednej i ocean z drugiej strony.



Miasteczko Betancuria. Tutaj czas płynie inaczej.
Balkon nasuwa mi na myśl filmy o Zorro ;-)))

Wiewiórki były tak cudne, że nie potrafiliśmy zadecydować, które zdjęcie wybrać!

Jedna wybiera łapkami jedzenie, a druga siedząc na murku już czeka na swoją kolej! Nie jadły wszystkiego na miejscu, ale zanosiły jedzenie do swoich norek.
Poza orzechami zajadały pomarańczę, żółty ser i chleb. Szynki nie chciały.
Wulkanów na wyspie jest ponad 250, ostatnia erupcja miała miejsce około 7 tysięcy lat temu.
Zachodni wiatr...
Na wyspie bardzo popularny jest również kitesurfing. Stoimy pomiędzy zatoką a oceanem. Costa Calma.

Na południu wyspy rozciągają się kilometrowe plaże w miejscowości Jandia.

Zachód słońca w La Pared.

A wieczorami w hotelu przy szklaneczce whisky konwersacje o futball'u z James'em. Fanem Glasgow Rangers.
See you in Krakow soon!
Płynąc na Lanzarote mijamy Isla de Lobos, utworzono na niej rezerwat przyrody.
Jesteśmy na wyspie diabła! Ostatni wybuch wulkanu miał tutaj miejsce w 1824r. i zmusił ponad połowę mieszkańców do opuszczenia wyspy.
Tu, gdzie na pierwszym planie widać lawę był ocean. Teraz woda powoli zabiera co kiedyś było jej odebrane.
Znajdujemy się w samym środku krateru El Golfo. Za plecami Przemka niezwykła laguna.
Kolory ziemi na Lanzarote są niesamowite. Czerń, czerwień, zieleń.


Wyspa żyje wyłącznie z turystyki, a jednak nie jest zatłoczona.


Pośród lawy wulkanicznej można dostrzec minerały - oliwiny. Podobno przynoszą szczęście i pieniądze. Zbieraliśmy i zabraliśmy kilka ze sobą! A co tam, na wszelki wypadek :)
Na wyspie można kupić przeróżną biżuterię wysadzaną tymi kamieniami.

Mieliśmy niesamowite szczęście! Przez kilka minut padał deszcz, a potem ukazała się tęcza. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że na Lanzarote pada średnio 17 dni w roku.
Za nami tęcza.
Lawa wyrzeźbiła niewiarygodne kształty...
Przez dość długi czas mieszkańcy uważali, że mieszkają w najbrzydszym miejscu na ziemi. Otoczone polami zastygłej lawy robią wrażenie, jakby dopiero co wybuchły. Nie zdążyły porosnąć roślinnością, proces zalesiania trwa kilka tysięcy lat.
Wielbłądy zostały sprowadzone na wyspę setki lat temu do pracy. Teraz ich praca to wożenie turystów. Nie każdy był milusi!
Wielbłądy mają niesamowitą pamięć. Jeśli zrobi im się krzywdę będą ją pamiętać latami i nie omieszkają oddać pięknym za nadobne!
Karawana.
Wulkany wciąż "żyją"!
Przechodzimy przez trzy próby. Tutaj turyści dostają do ręki kilka grudek lawy (stoimy na niej) i nie sposób jej utrzymać w dłoniach! Przekładamy z ręki do ręki.
Próba ognia.

Suchy krzak zapala się po kilkunastu sekundach!
Próba wody. Gejzer wybucha po kilku sekundach od nalania wody.
Palenisko w restauracji wykorzystuje ciepło bijące z wulkanu.
Ściany restauracji wykonane z lawy.
Na Lanzarote trochę wiało.
Lawa formuje niepowtarzalne kształty. Te przypominają ludzi.
Tam gdzie widać kępki traw, oznacza że lawa ma kilkaset lat i zaczyna z niej kiełkować życie.
Wyspa w całości została uznana za Rezerwat Biosfery UNESCO.
W Parku Narodowym Timanfaya można podróżować tylko wynajętym autokarem. Jeśli ktoś chce zwiedzać wyspę na własną rękę, w Parku musi przesiąść się do autobusu, którym podróżuje zorganizowana wycieczka. Kierowcy autokarów musieli zdać specjalne egzaminy prawa jazdy. Zdjęcia tego nie oddają, ale jest naprawdę stromo i niebezpiecznie!

Zdjęcie zza szyby autokaru.Podczas ostatniej erupcji wulkanu tubylcy modlili się do Matki Boskiej, aby im pomogła. W zamian za ocalenie obiecali jej wybudowanie kościoła. Słowa dotrzymali, ale dopiero po ukazaniu się Madonny i przypomnieniem, co mieszkańcy jej obiecali. Kościół wybudowany z lawy wulkanicznej.

Wyspa słynie z win. Mieliśmy okazję spróbować białego i czerwonego w rodzinnej winiarni. Słodkie!
Wino jest drogie, ponieważ wszystko na wyspie wykonuje się ręcznie. Maszyny nie mogą pracować tam, gdzie jest pył wulkaniczny. Dlatego też rząd dopłaca rolnikom, aby zbierali swe uprawy ręcznie, nie zniechęcali się, a przez to kultywowali tradycję.
Na zdjęciu widać winnice. Są to półksiężyce wykopane w pyle wulkanicznym, ogrodzone kamieniami, aby wątłe łodygi winorośli nie łamały się.
Kiełkująca roślinność na "bardzo starej" lawie.
Dzięki Manrique, który swoimi projektami podkreśli piękno wyspy, a także nie dopuścił do budowy hoteli na wyspie, Lanzarote urzeka.
Na wyspie zbudowane jest muzeum Jameos del Aqua, w którym można zobaczyć jak powstały wyspy Kanaryjskie, jak badane są ruchy sejsmiczne i dowiedzieć się więcej o historii.
Maurique był wizjonerem! Na zdjęciu poniżej widok z toalety na jaskinię wydrążoną przez lawę.
Zbiornik wodny, który uformował się na dnie jaskini leży poniżej lustra oceanu i wypełniony jest słoną wodą. Pochodzenie wody w zbiorniku do dziś nie zostało wyjaśnione, w wodzie widoczne są białe kraby, które w normalnych warunkach zamieszkują oceany na głębokości 3000m.
Sala koncertowa w jaskini.
A to jedyne co powstało dzięki ręce człowieka.
Aż się ma ochotę wskoczyć do tego basenu!



Cudny punkt widokowy! Na północ od Lanzarote leży archipelag pięciu niewielkich wysp, Archipelago Chinijo, z La Graciosą, najbardziej na północ wysuniętą zamieszkaną wyspą Kanarów.


Gdzie nie spojrzeć - wulkany!
Przemek popija alkoholowy specjał wyspy - tylko czy jest on wytworzony z owoców daktyla czy z palmy?
Mieszkańcy bardzo wiele zawdzięczają Maurique. Między innymi dbałość o architekturę. Okiennice można malować od strony morza tylko na zielono.
Brak turystów, brak mieszkańców.
Klimat na Fuerte (ale i na pozostałych wyspach archipelagu) jest suchy. Opisywany jako wieczna wiosna. Podczas naszego pobytu w cieniu było 25st.
Woda do picia jest sprowadzana z kontynentu. Woda do mycia, prania, etc. jest odsalana.
Zatrzymaliśmy się w hotelu Elba Carlota i... nie zamienilibyśmy tego hotelu na żaden inny!
Nie można się było w nim nudzić, wieczorami animacje były tak fantastyczne, że nawet Przemek chciał na nie chodzić (co się nie zdarza ;-))) Ale może dlatego, że po raz pierwszy byliśmy w hotelu, gdzie animacje były organizowane przez zewnętrze firmy? Występy były profesjonalne...
A jedzenie... A jedzenie nie do opisania. Naprawdę. Chyba wszystkie owoce morza, tuńczyk, pizza, kebab, wołowina, sery pleśniowe, słodycze, lody, torty, typowa kuchnia kanaryjska, no nie ma co wymieniać - kuchnia była wspaniała. Dość powiedzieć, że na śniadanie był szampan!
Ocean cieplejszy niż Bałtyk ;)
Temperatura idealna, jest gorąco, ale się nie spieczesz. Cały dzień się opalasz a nie marzysz o ochłodzie w basenie. Smarowaliśmy się filtrem "30" - Dzięki Basi i Przemkowi! ;-)
Ja + Ty
Warto wziąć więcej kaski na zakupy! Było taniej niż w Polsce... Nie mogliśmy domknąć walizek :)
Tak, już czas...
Ostatnie spojrzenie na Fuerte.
Ponad chmurami... do domu.
Po raz pierwszy lecieliśmy z panią kapitan. Gdy się przedstawiła: "Dzień dobry Państwu, nazywam się Katarzyna X., jestem Państwa pilotem..." niektórym pasażerom zrzedły miny.
Wybrzeże Maroka.
Hiszpania.

Było bosko! Polecamy!